– ,, Wiadomo, nieważne jak się zaczyna, ważne jak się skończy” – mówił Pięczek, komentując fakt, że Korona przegrywała do przerwy 0:1, ale po przerwie zdobyła trzy bramki.
Zawodnik przyznał, że choć w pierwszej połowie Korona nie potrafiła wykorzystać swoich szans, zespół wierzył, że druga część przyniesie przełamanie:
– „Utrzymywaliśmy się przy piłce, mieliśmy kilka sytuacji, no szkoda, że nie skończyło się golem. Ale czasem, jak coś nie chce wpaść, to trzeba się wspomóc. Fajnie, że dzisiaj dwie bramki padły po długich autach”.
Dla Pięczka zwycięstwo w Niecieczy miało dodatkowe znaczenie – zawodnicy traktowali ten mecz jako przełomowy.
– „Cieszy to przede wszystkim, bo z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej. Ta drużyna coraz lepiej się rozumie. Mówiliśmy już przed meczem, że to spotkanie jest takim kamieniem milowym, że chcemy w tym sezonie pierwszy raz wygrać na wyjeździe. Super, że to się udało” – podkreślił.
Choć Pięczek nie wpisał się na listę strzelców, miał spory udział w zwycięstwie. W drugiej połowie zatrzymał piłkę zmierzającą do bramki Korony, ratując zespół przed stratą gola.
– „Cieszę się, bo obrońca jest też od tego, żeby bronić przede wszystkim. Fajnie, że udało się zachować w drugiej połowie czyste konto i nie daliśmy tak naprawdę tlenu drużynie przeciwnej. Gdyby złapali kontakt, to wiadomo, że końcówki zawsze robią się wyrównane” – ocenił.
Na koniec Pięczek z uśmiechem odniósł się do gola swojego kolegi, Konrada Matuszewskiego, który zdobył bramkę w drugim kolejnym spotkaniu i… tego samego dnia wybierał się na wesele.
– „Już śmialiśmy się przed meczem, że pojedzie na wesele i jak strzeli bramkę, to będzie największą atrakcją” – zakończył Pięczek.
Dla Korony Kielce zwycięstwo w Niecieczy to nie tylko trzy punkty, ale także ważny sygnał, że drużyna złapała odpowiedni rytm. Teraz celem jest kontynuowanie dobrej passy i kolejne zwycięstwa w lidze.






Napisz komentarz
Komentarze