Wicemistrzowie Polski udali się do Portugalii osłabieni. Z powodu kontuzji zabrakło Alexa Vlaha, a Piotr Jarosiewicz z powodu zakażenia COVID-19 również nie mógł wystąpić. Z tego samego powodu spotkanie opuścił także Hassan Kaddah.
I połowa
Spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy otworzyli wynik za sprawą Hiszpana Antonio Suáreza. Portugalczycy od początku postawili twarde warunki – już przy pierwszej próbie odpowiedzi kielczan karę otrzymał Yahoza Moga po zderzeniu z Piotrem Jędraszczykiem. Zawodnik Industrii mocno ucierpiał, nie był w stanie wstać o własnych siłach. Chwilę później Theo Monar pokonał jednak 130-kilogramowego Mohameda Aly, wyrównując wynik.
Obie drużyny grały bardzo szybko, wymieniając cios za cios. Kielczanie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie w piątej minucie – 4:3 po trafieniu Jędraszczyka – i chwilę później odskoczyli nawet na 7:4. Na uwagę zasługiwała zwłaszcza ich praca w obronie, ustawionej wysoko i skutecznie utrudniającej rywalom grę. Sporting szukał więc rzutów z drugiej linii.
Pierwszy kwadrans należał do Piotra Jędraszczyka – młody rozgrywający nie tylko świetnie kierował grą, ale i sam kończył akcje. Trzy rzuty, trzy bramki – statystyki mówiły same za siebie. W 16. minucie Sporting doprowadził jednak do remisu 10:10, a chwilę później objął minimalne prowadzenie. Tajną bronią Portugalczyków okazały się rzuty z dystansu, które raz po raz przechodziły przez duet Ferlin–Morawski.
W drugiej części pierwszej połowy role się odwróciły. Gospodarze grali coraz szybciej i skuteczniej, trafiając praktycznie z każdej pozycji. W 20. minucie Adam Morawski obronił co prawda rzut karny, ale jego koledzy w ataku błyskawicznie stracili piłkę. Kapitalnie spisywał się Salvador Rocha, który przy każdym kontakcie z piłką groził rzutem z drugiej linii.
Fatalna seria kielczan sprawiła, że Sporting odskoczył na 16:12. Na dodatek Aly – egipski bramkarz gospodarzy – imponował skutecznością i był niemal nie do przejścia. Zespół Talanta Dujszebajewa raz po raz gubił piłkę, a defensywa przypominała dziurawy ser – albo, jak można by powiedzieć w świętokrzyskich realiach, ser z Włoszczowy.
Na pięć minut przed końcem tablica wskazywała już sześciobramkowe prowadzenie gospodarzy – 18:12. Ostatecznie pierwsza część zakończyła się wyraźnym zwycięstwem Sportingu Club de Portugal 20:15.
II połowa
Kielczanie lepiej rozpoczęli drugą połowę – Theo Monar pokonał bramkarza gospodarzy, a chwilę później Klemen Ferlin popisał się efektowną interwencją. Wicemistrzowie Polski szybko zmniejszyli stratę do 20:17. Sporting nie zamierzał jednak odpuszczać i starał się ponownie odskoczyć rywalowi.
Zawodnicy Industrii mieli swoje dobre momenty w ataku, ale w defensywie ponownie zawodzili – obrona rozstępowała się jak Morze Czerwone. Strata kielczan nie spadała więc poniżej trzech trafień. Gospodarze grali jak z nut, udowadniając, dlaczego ich hala uchodzi za prawdziwą twierdzę.
W 43. minucie doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Arciom Karalek uderzył w twarz Felipe Monteiro i sędziowie długo analizowali zdarzenie przy monitorze. Ostatecznie obrotowy kielczan zobaczył czerwoną kartkę. „Lwy” z Lizbony z każdą minutą powiększały przewagę, prezentując błyskawiczną i skuteczną grę.
Jedynym pozytywem w szeregach kielczan był Szymon Sićko, który próbował wziąć ciężar gry na siebie. Obrona Industrii pozostawała jednak dziurawa i nieskuteczna. Zawodnicy Ricardo Costy imponowali precyzją – niemal każda akcja była małym majstersztykiem. Kapitalnie prezentował się Salvador Rocha, który momentami przypominał samego Mathiasa Gidsela – bezlitosnego „boga” piłki ręcznej, trafiającego z każdej pozycji.
W 53. minucie znów doszło do ostrego starcia. Theo Monar uderzył Antonio Suáreza, a sędziowie ponownie musieli obejrzeć powtórkę. Tym razem skończyło się na dwuminutowej karze. Atak Industrii wciąż jednak zawodził – proste straty i niedokładne podania przekreślały szanse na odrobienie wyniku.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się pewnym zwycięstwem mistrza Portugalii – Sportingu CP 40:37.






Napisz komentarz
Komentarze