– Przede wszystkim gratulacje dla Berlina. Od początku byli od nas dużo lepsi. Niestety, kompletnie przespaliśmy pierwszą połowę i to się zemściło. Straciliśmy aż 22 bramki, praktycznie identycznie jak w Lizbonie – tam było 15:20, tutaj 15:22. To zdecydowanie za dużo. W drugiej części gry zespół pokazał charakter, walczyliśmy i udało się nawet zmniejszyć stratę do trzech trafień. Za to mogę tylko podziękować chłopakom. Ale odpowiedzialność za pierwszą połowę biorę wyłącznie na siebie. Zawodnicy wykonywali moje polecenia – jeśli coś nie wyszło, to jest moja wina – mówił trener kielczan.
Jak przyznał, w przerwie nie było miejsca na krzyki i nerwy:
– Kiedy przegrywasz siedmioma bramkami, nie ma sensu wprowadzać jeszcze większego chaosu. Trzeba uspokoić drużynę i wyjść na boisko z chłodną głową, by zagrać jak najlepiej – podkreślał.
Szkoleniowiec Industrii zwrócił też uwagę na proces, w którym znajduje się jego drużyna:
– Musimy pamiętać, że to nie jest ten sam zespół, co dwa czy trzy lata temu, ani tym bardziej drużyna z 2015 czy 2016 roku. Teraz mamy wielu młodych, niedoświadczonych zawodników. Oni potrzebują takich trudnych spotkań, czasem nawet bolesnych lekcji. W polskiej lidze nie dostajemy takich wyzwań, dlatego właśnie Liga Mistrzów daje nam okazję do nauki i rozwoju – tłumaczył Dujszebajew.
Na koniec trener odwołał się do przykładu Magdeburga, który w poprzednim sezonie po słabszym początku sięgnął po triumf w Europie:
– Moim zdaniem jedynym zespołem, który realnie może zatrzymać Füchse Berlin, jest dziś Magdeburg. My musimy patrzeć pozytywnie. Sezon jest długi, wszystko jeszcze przed nami. Przypomnę, że rok temu Magdeburg w listopadzie był dopiero na 6.–7. miejscu w Bundeslidze i w grupie Ligi Mistrzów, a ostatecznie został wicemistrzem Niemiec i wygrał Ligę Mistrzów. To dla nas dowód, że trzeba cierpliwie pracować i wierzyć w swoją drogę. My również będziemy walczyć do końca – zakończył.






Napisz komentarz
Komentarze