W Rotterdamie Polska zaszokowała pewnych siebie gospodarzem wychodząc na prowadzenie po trafieniu Matta Casha (asysta Nikoli Zalewskiego). Dla piłkarza Aston Villa był to gol numer 1 w reprezentacji i niesamowicie się z niego ucieszył. Do przerwy goście utrzymali przewagę jednej bramki, a zaraz po zmianie stron akcja tercetu Przemysław Frankowski - Krzysztof Piątek - Piotr Zieliński zaowocowała golem piłkarza Napoli. U Michniewicza Zielek dostał jakby nowe życie i pełne zaufanie. Może pokazywać swoje walory i widać, że czuje się swobodnie. Może niedługo też zmieni klub, a interesuje się nim między innymi Bayern Monachium.
Dopingowani przez kilkanaście tysięcy kibiców Polacy chyba też z niedowierzaniem przyjęli, że prowadza 2:0 i stracili czujność. Inna sprawa, że Oranje przycisnęli i błyskawicznie odpowiedzieli golami Davy Klaasena (Ajax) i Denzela Dumfriesa (Inter Mediolan). Holendrzy wrzucili piąty bieg i nie stać ich było nawet na postawę fair-play, gdy na placu leżeli poobijani Polacy. Widać było, że gospodarzom bardzo zależy na zwycięstwie, ale ekipa Michniewicza nie zamierzała się poddawać. Bohaterem końcówki został Łukasz Skorupski. Golkiper włoskiej Bologny popisał się kilkoma rewelacyjnymi interwencjami, a z karnego nie pokonał go nawet taki artysta jak Memphis Depay, który obił słupek.
Polacy pokazali, że nie warto ich skreślać, nawet kiedy brakuje Roberta Lewandowskiego (był na trybunach, rozdał mnóstwo autografów i przypozował do wielu zdjęć). Nastraszyli mocną Holandię, której znacznie ustępują potencjałem. Mają jednak parę atutów i nie muszą mieć kompleksów. Klęska z Belgią okazała się zimnym prysznicem na naszą kadrę, a ta w Rotterdamie wstydu nie przyniosła. Wcale nie musi być z zespołem Michniewicza tragicznie, wręcz przeciwnie.





















Napisz komentarz
Komentarze