Kiedy nasza kadra była najbliżej złota Mistrzostw Świata?
Władysław Żmuda: Niewiele brakło nam, żeby zagrać w finale w Hiszpanii w 1982 roku. Zbyszek Boniek wypadł przez kartkę, dość dziwną w spotkaniu z ZSRR, a Andrzeja Szarmacha Antoni Piechniczek trzymał na trybunach. Do dziś nie rozumiem dlaczego, bo Włosi się panicznie Diabła bali, a jemu przeciw nim wiodło się bardzo dobrze. Sami sobie osłabiliśmy wtedy siłę ognia. W 1974 na naszej drodze do finału stanęli Sepp Maier i… warunki atmosferyczne. Robiliśmy co mogliśmy, ale ulegliśmy na wodzie RFN. Do Argentyny Jacek Gmoch zabrał niesamowicie mocny skład, zabrakło tylko kontuzjowanego Stasia Terleckiego i mogliśmy spokojnie sięgnąć po medal. Selekcjoner jednak przekombinował szczególnie w spotkaniu z gospodarzami, w którym Mario Kempes wbił nam dwa gole, a Kaziu Deyna nie wykorzystał karnego. Nie wykorzystaliśmy potencjału ówczesnej kadry i nie graliśmy tak ofensywnie jak za Kazimierza Górskiego. To był błąd. Jak wracaliśmy do kraju ludzie byli źli, że zajęliśmy tylko 5-6 miejsce…
Pan zagrał w mundialach tylko, czy aż 21 spotkań?
W 1986 roku w Meksyku znajdowałem się w dobrej formie, ale trener nie dawał mi szans, może dlatego, że grałem we włoskiej Serie B, jak dziś Kamil Glik. Mogłem zostać liderem klasyfikacji wszech czasów mundialu na długi czas, niestety dostałem tylko ochłapy w spotkaniu z Brazylią przegranym 0:4. Kończyłem przygodę z reprezentacją w wieku 32 lat z małym poczuciem niedosytu, ale spełniłem swoje marzenia. W piłce nożnej nie ma nic piękniejszego od udziału w finałach Mistrzostw Świata, a ja pokazałem się w czterech takich turniejach i mam w dorobku dwa medale. Grałem z wybitnymi i przeciw wybitnym piłkarzom.
Trudno będzie pobić pana rekord rozegranych spotkań w finałach Mistrzostw Świata?
Po 1986 roku nie było szansy by się do niego zbliżyć. Zabrakło nas na trzech kolejnych mundialach, potem byliśmy w 2002, 2006, 2018, ale w każdym z tych turniejów nie wychodziliśmy z grupy. Gdy ja grałem w kadrze walczyliśmy o najwyższe cele, a ja grałem regularnie w turniejach finałowych Mistrzostw Świata, nie licząc Meksyku, gdzie zasłużyłem na znacznie więcej. Miałem przyjemność występować w drużynie światowej czołówki. Tak jak wspominałem po Argentynie 1978 Polacy byli zawiedzeni, że dostaliśmy się do strefy medalowej, byliśmy tuż za nią. Dziś za sukces uznaje się wyjście z grupy, co też pokazuje miejsce naszej piłki nożnej. Wierzę, że nadejdą lepsze czasy i trochę radości da nam już kadra Michniewicza.
Jak widzi Pan reprezentację Polski w Katarze?
Patrzę na ten turniej z optymizmem. Jeżeli formę z klubu utrzyma Piotrek Zieliński z Napoli, kilku jego kolegów zagra na dobrym poziomie, zakładając skuteczność Roberta Lewandowskiego możemy wypaść na mundialu 2022 przyzwoicie. Duże nadzieje wiąże z Jakubem Kiwiorem, który szybko wywalczył miejsce w pierwszej jedenastce u Czesława Michniewicza. Gra regularnie w Serie A, prezentuje się niezwykle korzystnie, a występ na mundialu może mu bardzo pomóc w karierze. Nie ma się co oszukiwać, dla nas kluczowy będzie mecz z Meksykiem. W 1974, 1978, 1982, 1986 roku nie przegrywaliśmy na inaugurację i wychodziliśmy z grupy. W 2002 na dzień dobry ulegliśmy Korei Południowej, w 2006 Ekwadorowi, a 2018 Senegalowi. Co się działo potem wiemy.
Kiedy Władysław Żmuda pojawi się na ziemi świętokrzyskiej?
Niedawno zagrałem w kieleckim turnieju trójek w Warszawie. Przez pandemię nie udało się wystąpić w waszym regionie, ale nadrobiłem to w stolicy. Bardzo mi się podobało, widziałem radość dzieciaków, rozdałem trochę autografów. Trójki są znakomitą promocją piłki nożnej i zamierzam się wybrać wiosną na wizytę do Kielc, gdzie z najmłodszymi futbolówkę kopali choćby Włodek Lubański i Grzegorz Lato. Może zajrzę też do Małogoszcza, odwiedzałem tamtejszy klub przy okazji jego jubileuszu. Pozdrawiam Wierną i jej prezesa, Sławomira Trybka, mojego serdecznego kolegę.
4 – w tylu mundialach jako jedyny Polak zagrał Władysław Żmuda











Napisz komentarz
Komentarze