Pierwsze minuty rozpoczęły się znakomicie od trafienia Cezarego Surgiela z siódmego metra. Jednak po kilkudziesięciu sekundach rywale z Niemiec natychmiast wyrównali. Żółto-Biało-Niebiescy popełnili kilka prostych błędów, co doprowadziło do rzutu karnego, ale w bramce stanął Klemen Ferlin, który kapitalnie obronił. Mimo to goście objęli prowadzenie po długiej akcji, jak na warunki piłki ręcznej.
W 7. minucie Magdeburg wyszedł na dwubramkowe prowadzenie (2:4), a po chwili powiększył przewagę do trzech bramek po sprytnym rzucie Thorgeira Kristjanssona. W 10. minucie Artsem Karalek trafił na 4:5, zmniejszając stratę, jednak rywale ponownie odskoczyli na dwa trafienia (4:6). Gdy tylko kielczanie mieli szansę na remis, natychmiast pojawiały się błędy – zarówno w obronie, gdzie było ich najwięcej, jak i w ataku, gdzie w prosty sposób tracili piłkę.
W 15. minucie Dylan Nahi został po raz drugi odesłany na ławkę kar, co sprawiło, że jego wykluczenie było coraz bardziej realne. Chwilę później Karalek przelobował bramkarza gości, trafiając na 7:9. Przewaga dwóch-trzech bramek utrzymywała się przez większość pierwszej połowy, co nie dawało zbyt wiele optymizmu przed zejściem do szatni.
To, co podopieczni Talanta Dujszebajewa prezentowali w ataku, momentami mogło budzić strach, ale w obronie popełniali jeszcze więcej błędów – w 18. minucie sprokurowali aż cztery rzuty karne. Nieskuteczność w rzutach była zmorą pierwszej części gry. W 20. minucie niemiecki zespół podwyższył prowadzenie na 7:12. Na sześć minut przed końcem Magdeburg trafił na 8:14, jasno dając do zrozumienia, że wywalczenie punktów tego wieczoru będzie niezwykle trudne.
Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 10:16.
Druga połowa nie mogła rozpocząć się gorzej – już na samym początku kielczanie stracili kolejną bramkę, co zmieniło wynik na 10:17. W 33. minucie Surgiel spróbował pokonać bramkarza niemieckiej drużyny, jednak, jak można było się spodziewać, bramka nie padła. Minutę później tablica wyników pokazywała już 12:19, a każda kolejna akcja oraz nieudolna gra w ataku sprawiały, że Industria otrzymywała srogą lekcję szczypiorniaka na najwyższym poziomie.
Rywale z zachodniej granicy momentami popełniali błędy w obronie, co mogło ułatwić kielczanom zadanie, ale nie udało się tego wykorzystać w pełni. Goście kontrolowali grę i tak naprawdę tylko oni mogli przegrać to spotkanie w swoich głowach – co wydawało się jednak mało prawdopodobne, patrząc na ich dyspozycję dnia.
W 42. minucie nawet Tomasz Gębala spróbował swoich sił w rzucie na bramkę, ale piłka odbiła się od bramkarza, a następnie od poprzeczki. Szczęście najwyraźniej nie było po stronie Industrii, która próbowała na wszelkie możliwe sposoby odwrócić losy meczu. Na 15 minut przed końcem tablica wyników wskazywała 18:25 dla Magdeburga, który w tym spotkaniu radził sobie niemal perfekcyjnie.
Główni arbitrzy tego starcia również nie pomagali kielczanom, a niektóre ich decyzje doprowadzały Talanta Dujszebajewa do szaleństwa przy linii bocznej. W 51. minucie pojawiła się jeszcze iskierka nadziei – po trafieniu Alexa Dujszebajewa i świetnej interwencji Bekira Cordalijii strata zmniejszyła się do zaledwie czterech bramek. Hala Legionów eksplodowała głośnym dopingiem, wierząc w odwrócenie losów meczu.
W 54. minucie Tomasz Gębala ponownie znalazł się w centrum uwagi, tym razem jednak niefortunnie trafił w twarz rywala. Po długiej analizie wideo sędziowie zdecydowali się ukarać go czerwoną kartką.
Na pięć minut przed końcem Karalek trafił na 23:27, a chwilę później Dylan Nahi zmniejszył stratę do trzech bramek. Zawodnicy Magdeburga wyraźnie osłabli w końcówce, co dawało kielczanom nadzieję na pozytywny wynik mimo wcześniejszych problemów.
Jednak ostatecznie mecz zakończył się porażką Industrii Kielce 25:29.
Industria Kielce - SC Magdeburg 25:29 (10:16)
Industria: Ferlin, Wałach, Cordalija - Surgiel 3, Karacić 1, A. Dujszebajev 1, D. Dujszebajev 3, Gębala, Nahi 2, Karalek 6, Kounkoud 1, Monar 1, Rogulski, Maqueda, Wiaderny.






Napisz komentarz
Komentarze