- Mieliśmy 11 uli, siedem z nich zostało zdewastowanych, natomiast te, które stały zostały zamknięte w lotki, żeby pszczoły udusiły się w środku, więc w zasadzie ktoś chciał wytłuc - mówiąc kolokwialnie - całą pasiekę - relacjonuje Marta Mucha. - Wiemy na pewno, że był to pszczelarz, bo osoba z zewnątrz nie jest w stanie tego zrobić. W momencie, kiedy przewróciłaby jeden ul, pszczoły tak zaatakowałyby, że niemożliwa byłaby dewastacja kolejnych... - wyjaśnia.
Sprawą dewastacji uli zajmuje się policja. Trwają już przesłuchania. Zanim uda się ustalić sprawców, pani Marta apeluje do pszczelarzy o czujność i ostrożność. Zniszczone pasieki to nie tylko straty materialne. Tracą na tym wszyscy.
- Kwestie finansowe to jedno, ale są przecież kwestie przyrodnicze. W momencie, kiedy zabraknie pszczół, odczuje to środowisko, my również to odczujemy. Każdy z nas powinien pomóc funkcjonować tym owadom - przyznaje Marta Mucha.












Napisz komentarz
Komentarze